poniedziałek, 10 lutego 2014

Kaloryfer na wiosnę - od dziś!



Robi się cieplej, Choć prognozy straszą jeszcze powrotem zimy, uważam, że to dobry moment, aby zadbać o formę. Nie wiem jak Wy, ale ja przez te kilka miesięcy krótkich dni, zdecydowanie za bardzo sobie poluzowałam. Pora to zmienić. Wiem, że nie znajdę czasu w tym momencie na moją ukochaną siłownię. Nie mam też czasu na wymyślne diety, liczenie, przeliczanie itd. Nie mam czasu, ale też i chęci.

Z pomocą przychodzą programy treningowe, które możemy wykonać nawet w domu. Możemy użyć "gotowców" lub ułożyć coś własnego. Potrzeba tu trochę wiedzy, ale mamy wtedy pewność, że program jest idealnie skomponowany pod nasze preferencje. Jeśli nie ufamy sobie na tyle lub zwyczajnie nie chcemy kombinować samodzielnie - dobre będzie w zasadzie wszystko:


Chodakowska,


 

Michaels,



P90X,



Mel B i co tam jeszcze tylko znacie.

Od czasu kiedy miałam czas na treningi na siłowni minęła cała wieczność. Stanęłam przed lustrem kilka dni temu i dokonałam oceny. Krytycznej. Powiedziałam sobie DOŚĆ! Nie może tak być! JA - dawniej taka aktywna... A teraz?

Wiem, że sukces zależy w dużej mierze od tego co mamy w głowie. Nie da się zmienić stylu życia bez zmiany sposobu myślenia. Nic nie dadzą super buty, najdroższe ciuchy z najdoskonalszych materiałów, nawet najlepsze treningi, jeśli w nagrodę po nich zafundujemy sobie  pizzę czy McZestaw. Nie twierdzę absolutnie, że musimy całkowicie zrezygnować z "drobnych przyjemności". Odstawienie wszystkiego - powszechnie uznawanego za niezdrowe - nie odniesie skutku na dłuższą metę.

Im bardziej będziemy odczuwać brak tego, co dotąd lubiliśmy - tym szybciej porzucimy cały misterny plan dokonywania zmian i pracy nad sobą. Nie ma sensu katować się całkowitym eliminowaniem czekolady czy frytek jeśli ma się to skończyć wchłonięciem hurtowej ilości przyczyny naszej słabości. Na ogół w najmniej odpowiednim momencie. Wiąże się to najczęściej z porzuceniem treningu - bo "skoro już dziś zawaliłam"... Później odpuścisz kolejny i następny... I jeszcze jeden... Aż zostawisz je na kolejne podejście, które kiedyś może nadejdzie. Może za następnych 10kg. Wierz mi - wtedy nie będzie ani odrobinę lżej. Dlatego nie rób sobie wyrzutów z powodu małych odstępstw. Podkreślam MAŁYCH! Zredukowanie dużej porcji frytek do małej to kiepskie wytłumaczenie dla codziennej wyprawy do Maca czy innego Burgera.



Bądźmy realistami. Siedzenie i czytanie o tym, albo oglądanie spektakularnych metamorfoz nie zlikwiduje nam boczków. Potrzeba wytrwałości. Czasu też, ale nie tak wiele jak zawsze wydaje nam się na początku. Jeśli nie chcesz za 5 czy 10 lat skończyć przed TV z colą i niechęcią do czegokolwiek - pomyśl o tym już dziś. Nie potrzeba wiele. Kawałek miejsca w domu wystarczy w zupełności. O kupnie super dresów czy butów pomyślisz później. Nie są niezbędne, żeby zacząć. Nie są też tak ważne, żeby przez nie wiecznie odkładać początek na... No właśnie - na kiedy?

Nie mów - "od jutra", "od poniedziałku", "dziś już zjadłam to czy tamto". Nieważne! To już przeszłość. Zacznij TERAZ.

Co wybierasz?


 
 
 

6 komentarzy:

  1. Można codziennie jeść w McDonaldzie i być osobą szczupłą. Jedyne co ma się zgadzać to bilans energetyczny. Niestety ciągle mało osób o tym wie i myśli ze jak zje coś z fastfoodu to strasznie utyje albo jak przestanie tam jeść to schudnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie masz racji. Chyba, że rozgraniczasz szczupłość i zdrowie. Bilans energetyczny to nie wszystko. Jak zjesz fastfooda raz na ileś to krzywda Ci się nie stanie. Ale zaryzykujesz eksperyment jedzenia tylko tego w określonym bilansie? Przez miesiąc? Są też osoby z cudownymi genami, które żeby nie wiem ile i co jadły i tak nie przytyją. Takim to dobrze :)

      Usuń
  2. "Chyba, że rozgraniczasz szczupłość i zdrowie."

    Rozgraniczam, gdyż artykuł odnosił się do ładnej sylwetki.

    "Są też osoby z cudownymi genami, które żeby nie wiem ile i co jadły i tak nie przytyją."

    Ektomorifkom jest za to ciężej zbudować masę mięśniową.

    "Ale zaryzykujesz eksperyment jedzenia tylko tego w określonym bilansie? Przez miesiąc?"

    http://www.dailymail.co.uk/femail/article-2534737/I-thought-I-going-die-Man-lost-37lbs-eating-McDonalds-three-months-walking-45-minutes-day.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 1. Ładna to pojęcie względne. Dla mnie nie koniecznie jednoznaczna ze "szczupła". Przeciwnie - szczupłość nie zawsze jest ładna.
      2. Zapytałam czy TY zaryzykujesz. O tym już czytałam. Dziwne, że nie publikują jego wyników badań przed i po. Nie byłoby takiego zachwytu.

      Usuń
    2. 1. Dobrze, w takim razie chcę skorygować moją wypowiedź: Jedzenie w McDonald pozwoli nam osiągnąć taka sylwetką jaką chcemy (oczywiście są pewne granice, nie zbudujemy na diecie tylko z McDonald 150 kg mięśni) jeśli będziemy pilnowali bilansu. Natomiast niekoniecznie będziemy przy tym zdrowi.

      2. W najbliższym czasie nie będę zmieniał swojej diety. Może w przyszłości zrobię taki eksperyment.

      Usuń
    3. Chętnie poczytam o wynikach :)
      Moim celem jest wyrzeźbiona sylwetka - więc nie ma rady - samym nawet najzdrowszym jedzeniem się nie zrobi :)

      Usuń